Sobieski. Lew, który zapłakał

Fragment książki

Goniący za nimi, najwyraźniej aż zanadto podniecony walką strażnik koronny Stefan Bidziński bez namysłu skoczył za nimi, ale spadł na stertę ciał, które zamortyzowały upadek i tylko dzięki temu szczęśliwie przeżył skok w przepaść. Z pogromu uratowało się zaledwie 4000 Turków zbiegłych do pobliskiego Kamieńca, jednak Halil pasza wobec braku żywności zamknął przed nimi bramy i uciekinierów w okolicy Chreptiowa chłopi „na głowę znieśli”. Wyginęła niemal cała turecka starszyzna. Sam Hussein pasza znalazł się wśród ocalonych, ale na niego, tak jak na innych przegranych sułtańskich wodzów, oczekiwał w stolicy jedynie jedwabny sznur. Poza zagarnięciem nieprzyjacielskich taborów Polacy i Litwini zdobyli liczne chorągwie, jawną oznakę triumfu, oraz ponad 50 armat. Jak napisał Sobieski „Z naszego wojska, jako w tak ciężkim razie niemało dobrych zginęło junaków”, ale były to straty niewspółmiernie małe w stosunku do skali zwycięstwa i osiągniętych korzyści. Hetman potrafił zdobyć się na wysoką ocenę wroga, wychwalając męstwo wykazane przez tureckich żołnierzy.

Chocimski triumf wywołał ogromne wrażenie nie tylko w Rzeczypospolitej. Zresztą Sobieskiego spotkało więcej pochwał i podziwu poza jej granicami. Najpiękniejszy hołd po półtora wieku złożył mu jeden z najwybitniejszych historyków wojskowości, Prusak Karl von Clausevitz, który uznał pogrom Turków pod Chocimiem za największe wojskowe osiągnięcie hetmana. Ale to nie był największy komplement pod jego adresem; porównując Sobieskiego z Fryderykiem Wielkim i feldmarszałkiem Münnichem stwierdził, iż „można uznać [go] za jednego z największych wodzów wszystkich czasów”.