Na dworze carskim obawiano się, że błyskawicznie rosnący w siłę powstańcy poderwą do walki chłopów i ruszą na Petersburg, zaś co więksi pesymiści w otoczeniu Mikołaja I przypominali słynne powstanie Pugaczowa z ubiegłego wieku, które z wielkim trudem była zmuszona tłumić Katarzyna Wielka. Ten sam los spotkał również nowogrodzkich rebeliantów, ale udało im się przerazić imperatora. Wstrząsnęły nim także rozruchy wywołane cholerą. Gasząca ludzkie istnienia epidemia miała i ten skutek, że strach przed nią stał się większy niż przed otoczoną aureolą boskości carską władzą. Hercen wspominał: „Wszystko to silnie działało na umysły; obawa choroby była tak wielka, że przestano się bać władzy; mieszkańcy szemrali, mnożyły się wieści, że ten i ów zaniemógł, a tamten umarł…”. Społeczeństwo zaczynało wierzyć, że epidemia jest „karą Bożą”. Rosji groziła powszechna ludowa rabacja i otoczenie cara świetnie zdawało sobie sprawę z narastającego niebezpieczeństwa. Wszechwładny, wspomniany wcześniej generał Aleksander von Benckendorff, Niemiec z pochodzenia, szef służby bezpieczeństwa kierujący osławionym Wydziałem III i faktycznie druga osoba w państwie, dzięki sieci agentów doskonale orientujący się w społecznych nastrojach i sytuacji wewnętrznej, nie pozostawiał wątpliwości w tej materii, pisząc: „Dosyć było jednej iskry, by rozgorzał powszechny ogień niepokoju”. Człowiek, który cieszył się tak wielkim zaufaniem cara, że ten zwykł mawiać: „mnie można w Rosji zastąpić, Bencekndorffa nigdy”, z pewnością nie rzucał słów na wiatr.
Opisany przez niego stan trwał jeszcze w połowie lipcu, kiedy jeden z francuskich dyplomatów, książę de Mortemart, donosił z Petersburga o obawie „powszechnej pożogi” i pisał: „… korpus dyplomatyczny, zostawiony sam sobie, nie bez przerażenia rozważa szanse aktualnej sytuacji i jeszcze bardziej wątpliwe szanse przyszłości. Obozujemy opuszczeni w środku miasta zagrożonego grabieżą…”.. Nic dziwnego, że obaj, Niemiec w rosyjskiej służbie i Francuz, mieli takie wyobrażenie i podobne obawy. W mieście dochodziło do zamieszek i napadów na urzędników i miejscowych arystokratów. Nieliczny garnizon wojskowy oraz służby policyjne nie były w stanie zapewnić porządku i bezpieczeństwa instytucjom państwowym i szanowanym obywatelom. Z pomocą przybył zdesperowany car, który w trudnym położeniu zdobył się na odwagę w obliczu rysującej się coraz bardzie wizji rozkładu państwa. Mikołaj potrafił rozładować niebezpiecznie gęstniejąca atmosferę i na wielkim wiecu w Petersburgu umiejętnie posłużył się propagandową retoryką, aby podnieść upadające morale armii i narodu. Jednocześnie umiejętnie nakierował powszechny gniew w stronę zewnętrznych wrogów. W jego emocjonalnym wystąpieniu do tłumów zebranych na jednym z głównych placów stolicy pojawiło się zdanie: „Módlcie się o przebaczenie, boście ciężko obrazili Boga. Czyście Rosjanie? Naśladujecie Francuzów i Polaków, zapomnieliście o swym obowiązku posłuszeństwa mnie…”.