Mata Hari. Komu choć raz w życiu nie zadźwięczało w uszach to tajemnicze imię? Któż nie słyszał o skąpo odzianej, egzotycznej tancerce, która przed I wojną światową zawładnęła europejskimi scenami i masową wyobraźnią? Pierwszej striptizerce. Ostatniej wielkiej kurtyzanie. Pięknym szpiegu, na widok którego żołnierzom z plutonu egzekucyjnego drżały ręce. Jej sława ciągle trwa, a postać budzi niegasnące zainteresowanie.
Nie olśniewała urodą, ale posiadała magiczny wdzięk. I tuziny kochanków. Była kobietą ambitną i dumną, o silnie rozwiniętym poczuciu własnej wartości i niezależności. A jednocześnie naiwną. Brała pozory za prawdę, gubiła się w meandrach polityki…
Jej życie przypominało diabelski młyn. Wielokrotnie bywała na szczycie, aby potem gwałtownie polecieć głową w dół. Wielkie sukcesy i bolesne porażki w jej przypadku następowały po sobie z zadziwiającą regularnością. Te same uczucia – oscylowały pomiędzy stanem wrzenia a zupełnym chłodem. Była pełną przeciwności kobietą.
Przez całe życie poszukiwała prawdziwej miłości. Daremnie. Napotykała tylko jej złudzenie. Twierdzono z uporem, że bezwzględnie żerowała na mężczyznach i bezlitośnie ich wykorzystywała. Prawda była bardziej skomplikowana. To właśnie mężczyźni ją wielokrotnie ranili, cynicznie zdradzali, w końcu zabili. Margareth Gertrude Zelle, późniejsza Mata Hari, zapłaciła za swoją sławę wysoką cenę.