Krzyżacy. Czarno-biała legenda

Fragment książki

Pierwszą siedzibą von Landsberga i jego ludzi był gródek na  niewielkim wzniesieniu na lewym brzegu Wisły, położony dokładnie naprzeciwko dzisiejszego Torunia. Nazwali go Vogelsang (ptasi śpiew). Sądząc po tym, co napisał cytowany przez Urbana żyjący w XIV wieku niemiecki kronikarz Nicolaus von Jeroschin, czyniąc tak posłużyli się ironią, bowiem „Śpiewało tam wielu rannych, nie tak jak śpiewają skowronki, ale bolesną pieśń umierających”. Vogelsang był darem księcia Konrada, podobnie jak i kolejny gródek usytuowany po drugiej stronie rzeki w tzw. Starym Toruniu. Po niemiecku jego nazwa brzmiała Torn i wydaje się, że nawiązywała do znanej im z Ziemi Świętej twierdzy Toron (Tibnin), zbudowanej na początku XII wieku dla szachowania muzułmańskiego jeszcze podówczas Tyru. Późniejsza tradycja głosiła, że ta pierwsza strażnica na pruskiej ziemi powstała w konarach potężnego dębu, wzmocnionego drewnianymi blankami i otoczonego zasiekami. Miało w niej pełnić służbę siedmiu krzyżaków. Wydaje się, że rzeczywistość była inna. 

Mogło być tak – co sugeruje znawca średniowiecznej wojskowości Andrzej Nowakowski – że potężnych rozmiarów dąb rósł wewnątrz fortalicji i w takim razie służył załodze wyłącznie jako doskonały punkt obserwacyjny.

Niezależnie od tego ile w krzyżackiej legendzie jest prawdy, a ile opowieści tworzące barwny „mit założycielski”, początki z pewnością były skromne. Co jednak nie znaczy, że Krzyżacy zachowywali się w podobny sposób. Przeciwnie. Nawet na nowym dla siebie i niepewnym gruncie nie potrafili ukryć swojego prawdziwego oblicza. Bogobojni z pozoru bracia dopuścili się wobec schwytanych przez siebie pogan haniebnych uczynków, pokazując niewyobrażalne barbarzyństwo. Między innymi pochwycili znacznego pruskiego wielmożę, niejakiego Pipina, i za rzeczywiste bądź domniemane winy, jakich dopuścił się wobec chrześcijan, podobno – taki przekaz można znaleźć w różnych opracowaniach – dosłownie wypatroszyli go z wnętrzności stosując tzw. karę kiszek.