Drapieżny ród Piastów
Fragment książki
Dwa potężne drakkary wymalowane w jaskrawe kolory, wyposażone w trzydzieści par wioseł i długie niemal na czterdzieści metrów każdy, lekko kołysały się przy nabrzeżu unoszone ledwie odczuwalną falą. Ich zgrabne, wydłużone kadłuby zwieńczone przymocowanymi do dziobnic rzeźbami smoczych łbów odcinały się wyraziście na tle niewysokich, porośniętych trawą i kwieciem wzgórz okalających niewielki fiord nieopodal Bergen. Mimo że był dopiero początek wiosny, do złudzenia przypominały one wzorzysty dywan, który z każdym dniem miał nabierać coraz żywszych barw. Kilkudziesięciu mężczyzn, w większości obnażonych do pasa, ostrożnie stąpając po wąskich chybotliwych trapach, krążyło pomiędzy nabrzeżem i okrętami, znosząc na ich pokłady bojowe oporządzenie i zgromadzone zapasy żywności, wina i wody. Ich odsłonięte muskularne torsy oraz pobrużdżone, wysmagane wiatrem i słońcem twarze ociekały potem. Zupełnie nie zwracali uwagi na panujące jeszcze o tej porze roku zimno, spiesząc się, aby przed zmrokiem skończyć pracę.
Nazajutrz wczesnym rankiem oni i gromada ich towarzyszy mieli wypłynąć na kolejną wyprawę. Jej szczegóły były znane wyłącznie starszyźnie, ale i do zwykłych wojów dotarły informacje na tyle istotne, aby mogli się zorientować, dokąd ich poprowadzi Sven Jednouchy. Mówiono o tym kilka dni wcześniej podczas wiecu i wielogodzinnej biesiady z udziałem wojowników i ich rodzin z kilku sąsiednich osiedli. Tyle tylko, że nadmiar trunków niektórym tak bardzo zmącił w głowach, że zapamiętali jedynie strzępy tego, o czym była mowa.