Chmielnicki. Burzliwe losy Kozaków

Fragment książki

Chwałę tego dnia zdobył strażnik koronny Marek Sobieski, który wypadł poza okopy i na czele kilku chorągwi uderzył w nieprzyjacielską flankę. Setki przerażonych nieprzyjaciół, tratowane, wycinane i spychane w stronę stawu, potopiło się w nim, inni, prażeni od czoła i napierani z boku przez jazdę usłali swoim trupami podejścia pod okopy. W końcu po nieprzyjacielskiej stronie zatrąbiono na odwrót, ale rozgrzani walką i pokrzepieni sukcesem Polacy nie pozwolili, aby odbył się on w sposób uporządkowany. Na cofającego się wszędzie wroga uderzyła jazda, znacząc drogę odwrotu kozackimi trupami i zdobywając jeden z szańców. Kiedy tak skutecznie odpierano wroga od czoła, wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad obozem od strony wschodniego stawu, gdzie nie zdołano wykończyć linii umocnień „a obrońców prawie porachować było można”. Miejsce to zaatakował słynny pułkownik Kondrat Burłaj, bożyszcze Kozaków, zdobywający swego czasu na ich czele Synopę nad Morzem Czarnym.

Zaskoczona piechota węgierska rozbiegła się w panice, ale z pomocą pospieszył Przyjemski, który mając u boku kilka rot piechoty cudzoziemskiego autoramentu wyczyścił majdan z wroga i odciął niedobitki Burłaja oraz idącą mu z odsieczą jazdę od sił głównych. Los starego pułkownika i garści weteranów jego czarnomorskich wypraw dopełnił się nad brzegiem niewielkiej rzeczki Lublanki pieczętując kozackie niepowodzenie tego dnia. Pobojowisko przedstawiało przerażający widok, poruszając nawet najbardziej zatwardziałe żołnierskie serca. Gdzieniegdzie sterty trupów sięgały wzrostu człowieka. Ale też nie mogło być inaczej skoro kozackie oddziały, pchane do walki rozkazami dowódców dobrze znających pyszałkowatą zapowiedź Chmielnickiego wzięcia Zbaraża i urządzenia w nim uczty dla Islam Gereja i jego murzów, aż siedemnastokrotnie ponawiały swoje ataki, koszone dosłownie ogniem armat i broni ręcznej. Z krwawego szturmu obie strony wyciągnęły dla siebie ważne wnioski.